ďťż

Podsumowanie 2007 Roku W Polskim Hip-Hopie

Serwis znalezionych haseł

Disecta Membra


Kto był najlepszym raperem i producentem w tym roku? Który album z 2007 jest godny uwagi, a który raczej nie? Dwanaście hip-hopowych miesięcy, zupełnie subiektywnie, podsumowuje nasz hip-hopowy recenzent - Karol Stefańczyk

Nie ma co ukrywać - płyty wydane w 2007 nijak się mają do tych z poprzedniego roku. Większość zapowiadanych projektów i powrotów zawiodła, a jeśli nawet nie, to wbiła się w sam środek ligi, bez żadnych szans na coś więcej. Abstrahując jednak od wydawnictw, warto dostrzec w mijającym roku wiele pozytywnych aspektów, jak np. polityka zagraniczna Asfaltu czy przede wszystkim mnogość dobrych koncertów. O tym i nie tylko poniżej.

Pięć najlepszych płyt

5. Pezet – „Muzyka Rozrywkowa”

Wiele zmieniło się u Pezeta od czasu "Muzyki Poważnej”. Fakt, używki to nadal jego „szósty zmysł”, ale tym razem podchodzi do nich z większym dystansem, luzem i mniej przygnębiającym tonem. Szkoda tylko, że wprowadza w uszy słuchacza monotematyczność, szowinizm i zakłamanie. Dobrze przynajmniej, że robi to z klasą, bo flow Warszawiaka jest nienaganne. Szogun, który objął lwią część produkcji, korzysta co prawda z patentów zagranicznych kolegów po fachu, ale na tle rodzimych beatmakerów jego minimalizm i dbałość o szczegóły wypada bardzo świeżo.

4. Emazet/Procent – „Jedyneczka”

Wiele mówiło się o powrotach Onara, Pezeta, White House czy debiucie Beatowsky, a tymczasem najlepszym jesiennym wydawnictwem, a zarazem czarnym koniem roku 2007 okazał się pierwszy długogrający krążek Emazeta i Procenta – „Jedyneczka”. Co prawda sami raperzy nie mają specjalnie porywających stylów, ale własne, rozpoznawalne podejście, solidne flow i kilka zapadających w pamięć wersów robi swoje. Do tego panowie dobrali sobie rewelacyjne bity, w których ściera się undergroundowa szorstkość i mainstreamowa lekkość. To zupełnie normalny, luźny, rodzimy album na każdą porę roku.

3. Eldo – „27”

Poprzedni album Warszawiaka, „Człowiek, Który Chciał Ukraść Alfabet” w błyskotliwy sposób oderwał się od ram hip-hopu na rzecz chilloutu, jazzu czy neo-soulu. Teraz powracamy do korzeni, ale ważne, że w mocnym, dobrym stylu. Eldo nie błyszczy techniką, ale na polu tekstowym nadal trudno znaleźć mu godnego rywala. Mięsiste, esencjonalne bity nie są w stanie więc unieść członka zespołu Grammatik, ale stanowią dobre tło do komunistycznych wspomnień, ubraniowych przechwałek czy wersów o kulturze hip-hopu. Niby wszystko to już było wiele razy, ale w erze cykających, nafaszerowanych elektroniką podkładów nietrudno jest sobie wyobrazić, jak miło wypada powrót do czegoś brzmiącego na wskroś klasycznie.

2. O.S.T.R. – „HollyŁódź”

Kolejne solowe wydawnictwo reprezentanta Łodzi łączy wszystko, co najlepsze w jego dotychczasowej twórczości. Jazzowe i funkowe sample, klawisze, mocne, wyraźne bębny - od strony muzycznej wypada to rewelacyjnie. Tekstowo w większości również, bo numery o miłości do winyli czy te retrospekcyjne porywają. Szkoda tylko, że zagadnienia polityczne nadal u Ostrego leżą, bo poza oklepanymi hasłami i motywami trudno usłyszeć coś więcej. Klasyk nadal więc przed nim, choć tym razem było naprawdę blisko.

1. Łona i Webber – „Absurd I Nonsens”

Trzecie wspólne dzieło Łony i Webbera było tak oczekiwanym materiałem, że jedno potknięcie, zachwianie mogło zepchnąć “Absurd I Nonsens” do miana rozczarowania. Na szczęście zawodu nie ma ani trochę, a jaka jest pozycja tej płyty – sami widzicie. Łona zgorzkniał, nadal trafnie obserwuje i puentuje, ale z wniosków płynie już więcej pesymizmu i powątpiewania, a mniej dowcipu. Raper z własnym, wyklarowanym stylem sprawdza się doskonale zarówno w wyszydzaniu “dzieci Neostrady”, jak i w krytyce IV RP. Jego ewolucja idzie w parze z rozwojem producenckim Webbera, który postawił na elektroniczne eksperymenty (z domieszką starego stylu) i wyszedł z tego obronną ręką. “Nic dziwnego” rozwijało patenty debiutu, “Absurd I Nonsens” idzie o krok naprzód. Płyta roku.

Pięć największych zawodów

5. Sokół feat. Pono – „Teraz Pieniądz W Cenie”

Syntetyczna, nowoczesna produkcja to główny sprawca piątego miejsca dla projektu Sokół/Pono w tej niezbyt chlubnej kategorii. Zagraniczni producenci lubią plastik oraz hardcore znany z imprez techno i jak diabeł święconej wody boją się klasycznych rozwiązań (a „Janek, Pożycz” pokazuje, że można). Szkoda, bo wypada to mocno nieciekawie i jedynie kilka bitów trzyma poziom. Sokół po raz kolejny udowadnia, że najlepiej wychodzi mu opowiadanie historii jego mocnym, silnym głosem. Pono z finezją dba o techniczną stronę płyty. Duet uzupełnia się naprawdę dobrze, ale miejmy nadzieję, że druga – zapowiadana jako bardziej esencjonalna – część ich współpracy pokaże dopiero, jak naprawdę powinien brzmieć warszawski reality rap.

4. White House – „Kodex 3: Wyrok”

Producenci z Wrocławia to klasa sama w sobie. Dopieszczone, kozackie brzmienie, skrajnie różne klimaty, przestrzenność – nic, tylko przyklasnąć. W czym więc tkwią podstawy porażki trzeciej części słynnego „Kodexu”? Przede wszystkim w doborze rapujących gości i tematach, jakich się podejmują. Pih, Tede, Gural czy Trzeci Wymiar płyną jak marzenie, ale grzęzną w monotematyczności i zbędnym ciśnieniu. Brakuje tu numerów jak ten Mesa i Pyskatego – porywających, ale nie spiętych. Nie wiem także, co na bitach Magiery i L.A. robią takie „okazy” jak Medi Top Glon czy młodzi gniewni – zwycięzcy internetowego konkursu. Ich występy zwyczajnie obniżają jakość materiału. Wyrok rozczarowuje.

3. Fenomen – „Outsider”

Prawie cztery lata oczekiwania i minimalny progres to już powód, by nazwać trzeci kompakt Fenomenów rozczarowaniem. Styl Żółfia i Ekonoma nadal utrzymany jest w typowo warszawskim, uliczno-refleksyjnym tonie, ale przy rozwoju innych rodzimych MC’s nie należy się z tego cieszyć. Poza tym, wersy o stolicy i retrospekcje trafiają zbyt często na miałkie, prawie cukierkowe bity, którym często brakuje powera jak w numerze tytułowym. W Fenomen jeszcze wierzymy, ale zmiany i ewolucja są konieczne.

2. Killaz Group – „Operacja: Kocia Karma”

Daleko za Grammatikiem na liście największych zawodów plasuje się Killaz Group. Pięć lat przerwy pomiędzy „Operacją” a poprzednim „Nokautem” nie poszło na marne. Kaczor poczynił ogromne postępy i byłby MC o podobnych umiejętnościach co Gural… lecz ten również się rozwinął. I tak koniec końców dysproporcje pozostały. Panowie mają dziwną skłonność do gadania o niczym, co skutecznie wpędza w cień dobre flow i własne style. Co więcej, taka nijaka nawijka wyposażona jest w równie bezbarwne, pozbawione charakteru podkłady. Larwa i Mixer mieli o wiele lepsze momenty i tutaj jedynie potwierdzają, że „Operacja: Kocia Karma” to materiał bez pomysłu.

1. Grammatik – „Podróże”

Nie jest sztuką nagrać dwie płyty w jednym roku. Ale jeżeli jedna z tych płyt zamyka trójkę najlepszych wydawnictw ad 2007, podczas gdy druga jest jednym z zawodów roku – to już fenomen. Klęska „Podróży” Grammatika leży przede wszystkim w warstwie muzycznej. Udźwignięcie produkcji całego materiału to najwidoczniej póki co zbyt wielkie wyzwanie dla Flamastra, by mógł mu w pełni podołać. „Telefony” (Diox „zjada” gospodarzy) i „Chwila” to jedyne numery warte uwagi. Reszta niekoniecznie. Eldo – czyżby pora na solową karierę (zwłaszcza że Juzek daleko w tyle za czołówką rapu)?

Pięciu najlepszych raperów:

5. Ero/Mes

Dlaczego Ero? Bo na JWP ewidentnie wyróżniał się wśród bladych i mało wyrazistych kolegów. Bo jego rap to esencja Nowego Jorku lat 90. – bezczelny, cwaniacki, nieprzekombinowany, zdecydowany. Dlaczego Mes? Za kapitalne gościnne występy u Pezeta, Emazeta i Procenta czy też na „Kodexie”. Za krążący po internecie numer z Ciechem, gdzie na połamanym, szybkim bicie udowadnia, że dysponuje jednym z najlepszych flow w Polsce.

4. Pezet

Pod względem flow i techniki, na Pezeta nie ma co narzekać. Pewny, mocny styl i zapamiętywalne linijki to obecnie głowny atut jego i „Muzyki Rozrywkowej”. Ogólnie jednak przez teksty przebija nadmierny szowinizm i irytująca monotematyczność, a to już zdecydowanie za duże wykroczenie, by dać choć oczko więcej.

3. Eldo

Trzecie miejsce na liście „pięciu najlepszych raperów” Eldo zawdzięcza przede wszystkim tekstom na swoim solo „27”. Osobiste, chwytające za gardło, nieprzekombinowane, ale mocno liryczne. Dlaczego więc tylko najniższy stopień podium? Z dwóch przyczyn. Po pierwsze forma w szeregach Grammatika – ślizganie się po tematach, mało linijek do zapamiętania, ogólna nuda. Po drugie – technika. Nie od dziś wiadomo, że Eldoka nie jest w tej kwestii wybitny i ten rok wszystkie jego wady solidnie wypunktował.

2. OSTR

Przy tak długim stażu nietrudno popaść w rutynę. Jednak O.S.T.R. cały czas ewoluuje, chociażby pod względem formy. Na „HollyŁódź” raper żongluje flow z niesamowitą lekkości i luzem, rewelacyjnie imituje głosy, równie udanie sprawdza się na bitach i wolnych, i szybszych. Tekstowo potrafi wciągnąć, pod warunkiem że nie tyka się polityki, która występuje tu w wyjątkowo ubogim wydaniu. A tak to – zaraźliwa pasja do muzyki i szczerość. Tylko tyle i aż tyle.

1. Łona

Dla wielu obecna postawa Łony może być zbyt wielką barierą do przeskoczenia. Raper ze Szczecina stracił gdzieś swój optymizm, którego miejsce zajęło skrajnie przeciwne powątpiewające podejście. W jego tekstach mniej już ironii i czytelnego humoru, a więcej gorzkich obserwacji, które wraz z chłodnymi bitami nie nastrajają pozytywnie. Nadal jednak mamy do czynienia z błyskotliwą osobowością, oryginalnym charakterem, który tyka się tego, co dla wielu kolegów po fachu jest śmieszne oraz błahe. „Ą, Ę”, „Hipermarket” i „Czemu Kiosk?” są tego najlepszym przykładem. Żeby nie było – Łona nadal mistrzowsko opowiada historie i żartuje z rodzimej sceny, a kto nie wierzy, niech sprawdzi „Gdańsk-Szczecin” lub „Łonson i Łebsztyk”. I na koniec – treść wreszcie nie przysłoniła formy. Szczeciński MC to w tej chwili raper kompletny i – być może – numer jeden w Polsce.

Pięciu najlepszych producentów

5. Święty

„Droga” Świętego po czwarte miejsce rozpoczęła się tak naprawdę już w końcówce 2006 roku, kiedy to wypuścił producencki winyl „Tu Wolno Palić”, ale dopiero w tym roku zadomowił się na stałe w uszach słuchaczy, oddając swoje bity dla JWP, Emazeta i Procenta czy Weny. Wszystkie świetne, mocno nowojorskie, choć zdarza mu się również brnąć w wyluzowane, czilujące klimaty Kalifornii.

4. Erio

Od Erio nie było nam dane usłyszeć za wiele w tym roku, bo tylko kilka bitów u Emazeta i Procenta. Ale za to jakich! Nie jest to żadna rewolucja, lecz normalne, bujające bity balansujące na granicy mainstream-underground dawno nie brzmiały tak niezwykle, dopracowanie i wciągająco. Mam nadzieję, że rok 2008 będzie jego rokiem Erio, bo zasługuje na to.

2. Webber/ White House

Warsztat Webbera się rozwinął. Więcej u niego elektronicznych naleciałości, które nieważne, czy samodzielnie, czy w asyście sampli – i tak wypadają świetnie. Chłodna, nieraz bardzo odległa muzyka dobrze komponuje się z gorzkimi tekstami Łony, ale gdy trzeba producent potrafi wprowadzić miła, relaksująca gitarę i jednocześnie stworzyć przyjemny klimat. Nie sztuką jest zrobić rewolucję brzmieniową, ale postawić krok w przód tak, by ten był równie udany i przemyślany jak poprzedni. Wraz z Webberem na drugim miejscu plasuje się duet White House. Czy to Brudne Południe, czy to luz Los Angeles, czy zadziorność rodem ze Wschodniego Wybrzeża – L.A. i Magiera wyprzedzają rodzimych producentów o lata świetne swoim ascetycznym podejściem do robienia muzyki. A że dobrali sobie średnich raperów to już inna bajka.

1. O.S.T.R.

Mięciutkie klawisze, relaksujący klimat, bujające bębny – to jedna strona obecnego warsztatu Ostrego. Druga to szorstka, dynamiczna perkusja, poszatkowane, jazzowo-funkowe sample i dudniący, niepokojący bas. Łódzki MC może i nie odkrywa Ameryki w swojej twórczości, ale cóż poradzić, kiedy znów wyszło to znakomicie?

[b]Trzy największe wydarzenia (kolejność dowolna):[/b]

Koncerty

Co do tego nie ma wątpliwości. Po latach ogólnej biedy w tej kwestii rok 2007 przyniósł rewolucję – wreszcie polska publika została dostrzeżona na mapie Europy! Kiedyś dobre koncerty z trudem zliczało się na palcach jednej ręki. Teraz dwie dłonie to za mało! I nie mówię tu wyłącznie o gwiazdach hip-hopu. Obok Busta Rhymesa, Nasa, Redmana, Wu-Tang Clanu czy 50 Centa do naszego kraju zawitali także Linkin Park, Pearl Jam oraz – w ramach Open’er Festival – Bloc Party, Sonic Youth, LCD Soundsystem, Muse, The Roots i Dizzee Rascal (a to nadal nie wszyscy)! Potrafimy bawić się tak dobrze? Bardzo możliwe, zwłaszcza że już w 2008 czekają nas koncerty m.in. Angie Stone, The Chemical Brothers, Metalliki i Iron Maiden. Nic, tylko przyklasnąć!

Polityka Asfaltu

Warszawski label nie jest co prawda pierwszym, który otwiera się na artystów zza granicy (patrz Prosto), ale póki co na razie tylko w jego wypadku współpraca ta układa się w stu procentach. Począwszy od „asfaltowych”, rodzimych artystów, którzy zapraszają do numerów uznane amerykańskie osobistości (O.S.T.R. i Craig G; Returners i Supastition, El Da Sensei, Rasco; wkrótce Metro i Wildchild) po samodzielne wydawanie zagranicznych CD (i winyli) w naszym kraju – wszystko to trzyma poziom i brzmi naprawdę dobrze. Pozostaje tylko trzymać kciuki i czekać na nowe wydawnictwa od tej najstabilniejszej polskiej wytwórni.

Podziemie wychodzi z podziemia

Po latach internetowej kariery podziemni raperzy powoli opuszczają łącza i wreszcie wychodzą ze swoim materiałem do ludzi. Wreszcie? Tak, bowiem nie raz, nie dwa undergroundowy album bił na głowę legalne wydawnictwo i bezspornie zasługiwał na oficjalny obieg. I tak się powoli zaczyna dziać. W najbliższym czasie na półkach sklepowych powinna znaleźć się reedycja tegorocznego nielegala Weny – „Wyższe Dobro”, z nowymi numerami i gościnnymi występami (m.in. Pyskaty). VNM, znany ze beefu z Jimsonem, pojawia się w ITV obok Sokoła, a w planach panowie mają nagranie wspólnego numeru. Doświadczony i bardzo popularny nie tylko w kręgach hip-hopowców O.S.T.R. spotyka się we wspólnym numerze z podziemnym Tetrisem (którego notabene płyta obecnie powstaje) na winylowej 7’’ producenta Metro. Eldo co raz częściej sięga do undergroundu, nie tylko po bity (Kixnare), ale również gościnne występy (Diox). To dobry moment na wyjście z cienia, zwłaszcza że weteranom co raz ciężej przychodzi nagranie czegoś wartościowego.


A jak na te nominacje spogladaja fani muzyki hh? Zgadzacie sie z nimi?



Wszystko ok :) tylko nie wiem czemu się czepiają „Kodex 3: Wyrok” a tak w ogóle to bardzo się zdziwiłem czytając o Łonie :) myślałem że ta płytka jest starsza :P a wie ktoś coś więcej o pewnej "legendzie" dotyczącej Łony i powrotu składu Wiele C.T. ?

jeśli można to może ja też się wypowiem np eminem od roku 2006 nie wydał nic konkretnego procz w 2007r. "King Mathers" na ktorym znalazly sie 2 nowe piosenkio a reszta to remixy starych najlepszych i tych dobrych ostatnio wogole wydaje płyty na których sie powtarzaja piosenki a najgorsze jest to że tych co się powtarzaja jest wiecej od tych nowych.

ja sluchalem hh od 2001.. mam cala kolekcje albumow ale z przykroscia to co sie stalo na polskiej scenie i kicze ktore wychodza nawet z kartek kiedys bdb i db artystow niestety juz nie moge sluchac.. eldo niegdys gnebiony przez sluzby ochrony kolei za puszke farby zapomnial co to db muzyka, to samo pezet.. ostatni album mam gdzies z maja/ czerwca i koniec mojej przygody z hh polskim i jako takim.. zostal tylko eminem ale tak jak powiedzial pawel nic nowego nie ma.. nie ma to jak kodex 1 co do jachanka.. to co bylo kiedys a teraz to jedna wielka tragedia..


zwłaszcza że weteranom co raz ciężej przychodzi nagranie czegoś wartościowego.

krotko mowiac cytat z tekstu to moj opis tego co sie stalo w 2007..

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • russ.xlx.pl