Disecta Membra
Punk's not dead
Robert Sankowski
30 lat temu ukazał się album "Never Mind The Bollocks, Here's The Sex Pistols"
Według legendy wyglądało to tak: John Lydon (wśród przyjaciół znany pod pseudonimem Johnny Rotten) wszedł do prowadzonego przez Vivienne Westwood i Malcolma McLarena londyńskiego butiku SEX. Miał zielone włosy i koszulkę z napisem: "I Hate Pink Floyd". McLaren od razu zobaczył w nim materiał na frontmana zespołu, który przewietrzy zatęchłą rupieciarnię, jaką stała się scena muzyczna w połowie lat 70. A że grupa, którą się opiekował, potrzebowała właśnie wokalisty, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Narodzili się Sex Pistols, a razem z nimi punk rock.
Radykalny przekaz, estetyka szoku, bezkompromisowa muzyka - Pistolsi stali się uosobieniem wszystkiego, co daje się zamknąć w haśle "punk". Rzeczywistość - jak to zwykle w takich wypadkach - jest bardziej skomplikowana. Na przełom w muzyce zanosiło się od dawna. Termin "punk rock" - choć sporadycznie i w różnych kontekstach - pojawiał się w mediach już od dobrych kilku lat. Velvet Underground czy Iggy Pop już wcześniej pokazali, jaką siłę może mieć surowy rock'n'roll. W Nowym Jorku od roku działała już najbardziej, jak to tylko możliwe, archetypowa grupa punkowa - The Ramones. A w Londynie dookoła SEX kręciła się cała masa dzieciaków podobnych do Rottena - wyzywających i dziwacznie ubranych. Wystarczyło pozbierać to wszystko w jedną całość. Punk prędzej czy później i tak by wybuchł. Pytanie tylko, czy nastąpiłoby to spontanicznie, czy też ktoś musiałby w tym pomóc. O to zresztą do dziś spierają się McLaren i Lydon. Pierwszy twierdzi, że Sex Pistols było jego genialną prowokacją wymierzoną w skostniały system. Drugi dowodzi, że zespół był autentyczną ekspresją kilku zbuntowanych londyńczyków.
Jest o co się spierać, bo w popkulturze liczą się mity i symbole. Takim symbolem jest też album Pistolsów "Never Mind The Bollocks, Here's The Sex Pistols" - jedyna płyta nagrana przez grupę, uznawana za jedno z kilku najważniejszych wydawnictw w historii muzyki rockowej. W Wielkiej Brytanii ukazał się 28 października 1977 roku, w Ameryce dwa tygodnie później.
To był bardziej koniec niż początek ery. Między dniem, w którym Rotten wmaszerował do SEX, a premierą płyty upłynęły dwa lata. Wydarzyło się już wystarczająco dużo, aby uznać punk za w pełni zdefiniowany gatunek muzyczny i zjawisko popkulturowe. Pistolsi wydali wcześniej dwa ważne single: "Anarchy in The UK" i "God Save The Queen". Kilka razy podpisali i zerwali kontrakty płytowe. Mieli za sobą słynny debiut telewizyjny w programie "So It Goes" w lokalnej manchesterskiej telewizji Granada, po którym całe zastępy nastolatków złapały za gitary, chcąc grać tak jak oni. Byli też po wizycie w emitowanym na żywo programie "Today", w którym zaszokowany prowadzący Bill Grundy, a wraz z nim cały kraj, po raz pierwszy usłyszeli w brytyjskiej telewizji słowa powszechnie uważane za obraźliwe.
Zespół chwilę później przestał istnieć. Płyta pozostała. Jazgotliwą muzyką, ostrymi tekstami i charakterystyczną (do dziś często naśladowaną bądź parodiowaną) szatą graficzną wyznaczyła muzyczne, estetyczne i obyczajowe granice punkowej prowokacji. Pierwszą ofiarą zbyt dosłownego traktowania tej prowokacji stał się basista Sex Pistols Sid Vicious - kilkanaście miesięcy po premierze płyty oskarżony o zamordowanie swojej dziewczyny zmarł w Nowym Jorku po przedawkowaniu narkotyków. Punk przyciągał straceńców, ale potrafił być jednocześnie wyjątkowo inspirujący dla całych zastępów artystów, którzy przekraczali kolejne granice w popkulturze. Z punkowej estetyki i ideologii wyrośli Ian Curtis z Joy Division, Robert Smith z The Cure czy lider Nirvany Kurt Cobain. Punk szybko wykroczył poza muzykę - zaistniał w modzie, plastyce, filmie i literaturze.
Rocznica "Never Mind The Bollocks" dziwnie umknęła światowym mediom. Przemilczały ją wszystkie wielkie agencje informacyjne. "Punk is dead" - chciałoby się powtórzyć dawny slogan. Ale nic z tych rzeczy. Jako radykalna i bezkompromisowa ideologia punk jest dziś faktycznie znaczący dla garstki najbardziej oddanych wyznawców. Ale jako zjawisko estetyczne - tylko trochę oswojone i zhomogenizowane - jest ważnym elementem współczesnej popkultury. Żyje i ma się być może nawet lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Źródło: Gazeta Wyborcza
jeee ha!! PUNKS NOT DEAD newer... fakt sex pistols nie graja ale za to jak nasza polska scena miło sie rozwinęła- chocby taki WłochAty, który jakikolwiek inny zespól ma tak życiowe teksty opisujace życie i poglady.... jak to jest w jednej piosence.. Punk był zawsze sumieniem ludzkości